Ciekawa propozycja, interesujący projekt, elastyczny czas pracy i technologia, która pozwala na bezproblemową pracę zdalną, z każdego niemal zakątka i miejsca. Świetne warunki do rozwoju i zdobywania doświadczenia, ale także do tego, aby zatracić się w gonieniu za własnymi ambicjami. Witaj, pracoholiku.
Sporo niepochlebnych rzeczy mówi się o naszym pokoleniu. Że leniwi, że roszczeniowi, że mamy zbyt luźne podejście do pracy. A ja widzę coś zupełnie innego. Świat rzuca nam mnóstwo możliwości, więc chcemy jak najwięcej z nich wykorzystać, tylko na własnych zasadach. Czasem musimy za to wręcz słono zapłacić.
Co zrobisz w wolny, sobotni poranek?
Piękny, słoneczny, sobotni poranek. Mimo obietnicy złożonej samej sobie, że w ten weekend odsypiasz wszelkie zarwane ostatnio noce, otwierasz oczy jeszcze zanim zegarek zdąży wybić godzinę 7 rano. No pięknie.
Kawa. Jeśli i tak nie możesz spać, to przynajmniej dziś, w spokoju, bez pośpiechu, wypijesz kawę wierząc, że ten czarny, mocny napój, wypijany obowiązkowo pół na pół z mlekiem, przywróci cię do świata żywych.
Wychodzi na to, że masz całe sobotnie przedpołudnie dla siebie. Co z nim zrobisz? Może w końcu zaczniesz czytać książkę, którą na urodziny sprezentował ci chłopak (a do której nie miałaś czasu zajrzeć przez ostatnie dwa miesiące)? A może przeczytasz chociaż część artykułów z Pocketa, zapisanych na wieczne “później”? W sumie dobrym pomysłem jest też gra na konsoli, spacer po zielonej okolicy, lub jakiekolwiek inne zajęcie, godne wolnej soboty i spokojnego, słonecznego weekendu. Co zatem wybierzesz?
Może tylko zajrzę na maila…
No tak, to było łatwe do przewidzenia. Przecież maile nie mogą poczekać. Świat stanąłby w obliczu apokalipsy. Jeszcze Asana? No dobra, ale max trzy taski. Ok, cztery. I telefon. No ważny, jasne, że ważny, przecież ty tylko takie… I nawet masz ochotę szybko to ogarnąć i zrobić sobie zasłużone wolne, tylko jeszcze na Slacku ktoś o coś pyta. Krótka piłka, co za problem?
Problem w tym, że to powtarza się ciągle. Od dawna. Każdego wieczora, w każdy niemal weekend. A gdy odpuszczasz, łapią wyrzuty sumienia i gryzą niemiłosiernie, jak komary nad jeziorem w upalny, wilgotny wieczór czy zapach ostrej cebuli podczas krojenia.
Nieświadomy członek grupy anonimowych pracoholików
Wielu moich znajomych uważa mnie za pracoholika, a ja tylko się usprawiedliwiam, że przecież lubię to, co robię. Że przecież jeszcze nie mam dzieci ani rodziny, więc kiedy, jeśli nie teraz, oddawać się tym najciekawszym projektom, które życie podrzuca mi ostatnio tak ochoczo? I przecież pół godziny w tę, czy w tamtą stronę to nic wielkiego…
Zaczęłam dopuszczać do siebie myśl o tym, że jednak mam problem dopiero wtedy, moja druga połówka mocno, acz grzecznie (po raz kolejny) nakreśliła mi skalę, a ja wertując w głowie ostatnie 2-3 lata znalazłam tylko jedno większe “wydarzenie” i wspomnienie niezwiązane z pracą.
Owszem, przez ten czas wydarzyło się wiele, ale za każdym razem było to powiązane z jednym z projektów… Tak też można budować swoje wspomnienia, tylko… po co, skoro można inaczej?
Plan naprawczy: zwolnić
Nie jestem pewna, na ile jest to wykonalne przy obecnym tempie mojego życia, ale przecież nie zaszkodzi spróbować, prawda? Na początek:
- ograniczenie czasu pracy po pracy – koniec ze ślęczeniem nad projektami do północy
- planowanie odpoczynku – może gdy wbiję sobie to w kalendarz, to jakoś łatwiej mi przyjdzie…
- łapanie oddechów – dotąd po zakończonym projekcie łapałam od razu kolejny, w rezultacie ciągle coś się działo. Tym razem daję sobie czas na przerwę i poukładanie sobie w głowie że po każdym takim zamknięciu jest czas na odpoczynek, przerwę, złapanie oddechu
- wyłączenie powiadomień z poczty / Slacka / Asany w czasie nieprzeznaczonym na pracę
- weekendy dla bliskich / dla siebie – nie dla projektów
Powyższe kroki wydają się być dobrym początkiem – mam nadzieję, że pomogą przynieść oczekiwane rezultaty.