Postanowienia noworoczne to temat, który co roku powraca jak bumerang, chociaż planowanie roku jest… totalnie bez sensu. A mimo to i tak co roku dajemy się złapać w tę pułapkę – tylko po co?
Zastanówmy się – wszak co roku scenariusz się powtarza. Bardzo często już w listopadzie dociera do nas, że 12-miesięczny sprint za chwilę dobiegnie końca, a nam przyjdzie rozliczyć się z wyników. W grudniu, gdzieś pomiędzy świątecznymi zakupami, a ubieraniem choinki, uświadamiasz sobie, że Nowy Rok jest tuż za rogiem, a przerwa świąteczna niespecjalnie pomoże w napisaniu książki, schudnięciu 10 kilogramów
i znalezieniu nowej pracy.
Bardzo często naszą frustrację podsyca także otoczenie. Rodzina, znajomi, koledzy z pracy – wszyscy w okolicach Sylwestra zaczynają wyznawać mantrę “Nowy Rok – nowa ja”. W sieci zalewają nas zewsząd litanie pomysłów na to, co w sobie zmienić, ulepszyć, lub jacy powinniśmy być. Wszystko to ładnie opakowane w tak popularny nurt samorozwoju, produktywności, bycia fit i so successful. A gdy już w końcu i nas dopadnie to całe noworoczne szaleństwo, wpadamy na genialny pomysł. Równie dobry, jak wróżenie z fusów, chociaż akurat wróżenie z fusów i wiara w fusiaste przepowiednie jest mniej akceptowalna społecznie, aniżeli… planowanie roku.
Dlaczego planowanie roku jest bez sensu?
W wielkim skrócie – ponieważ daliśmy sobie wmówić, że nadchodzące 12 miesięcy przebiegnie dokładnie tak, jak sobie życzymy i pod taki scenariusz 90% społeczeństwa projektuje swoje plany. Czy jednak życie faktycznie zawsze idzie po naszej myśli? Pomyślmy…
2020 rok (na szczęście już za nami!) dla każdego z nas był hardcorowy. Ile Twoich planów poszło precz przez to, co działo się w ostatnich 12 miesiącach? Przecież nie można było przewidzieć pandemii i obostrzeń rok temu. Założę się, że gdybym początkiem stycznia 2020 napisała na blogu, że już za 3 miesiące większość świata utkwi w izolacji, a tajemniczy wirus w ciągu roku dotknie ponad 93 miliony osób (z czego prawie 2 miliony uśmierci), wysłalibyście mnie na przymusową izolację, ale do najbliższego szpitala psychiatrycznego. A tu niespodzianka.
Jeśli jednak potrafisz wróżyć ze szklanej kuli, tudzież fusów, mam dla Ciebie kolejny argument. Jaki? Żyjemy w świecie, w którym wszystko dzieje się bardzo szybko. Wszystko zmienia się w mgnieniu oka. 10 lat temu, gdy jako świeżak zaczynałam studia, nawet nie śniło mi się, że będę zajmować się tym, czym się między innymi zajmuję w swojej pracy obecnie. Nie przewidziałam tego z jednego, prostego powodu – taki zawód 10 lat temu nie istniał. Może i perspektywa 10 lat to faktycznie sporo, ale zastanówmy się, jak wiele nowinek pojawiło się w naszej rzeczywistości w ciągu ostatniego roku? 12 miesięcy temu nikt z nas nie mógł przewidzieć, jak bardzo będziemy musieli zmienić naszą codzienność. Dlaczego więc dajemy sobie wmówić, że planowanie roku jest spoko? Przecież kolejnych 12 miesięcy też nie jesteśmy w stanie przewidzieć, prawda?
Planowanie roku – co robić? Jak żyć?
Jak to mawiała moja babcia – czego nie przeskoczysz, spróbuj… obejść 😉 Jeśli i u Was perspektywa roku jest mglista i zniechęcająca, zachęcam do skorzystania ze sposobu, który:
- jest bardziej realistyczny i elastyczny, jeśli chodzi o planowanie
- pozwala utrzymać koncentrację i motywację na dużo większym poziomie, niż planowanie roku
- (moja ulubiona zaleta) daje okazję do świętowania sukcesów kilka razy w roku
// Psssttt! Przygotowałam dla Was DARMOWY workbook o tym, jak ogarnąć planowanie nowego roku – ponad 40 stron poradnika, ćwiczeń i arkuszy, które pomogą zaplanować najbliższe miesiące bez stresu i na własnych zasadach 🙂 Kliknij w obrazek poniżej i pobierz! //

Planowanie roku w wersji mini, czyli działamy kwartalnie!
Podstawą mojego systemu planowania jest metoda zawarta w książce “12-tygodniowy rok” autorstwa Briana P. Morana i Michaela Lenningtona, którą nieco dostosowałam do swoich potrzeb. Poniżej krótka instrukcja:
- tworzę sobie jedynie bardzo ogólny zarys roku – spisuję na luźno punkty, które fajnie byłoby rozwinąć w nadchodzących miesiącach
- nadaję priorytety – czyli wyznaczam sobie z tej listy punkty, na których najbardziej mi zależy
- planuję jedynie najbliższe 3 miesiące (z uwzględnieniem priorytetów)
- w ciągu tych 3 miesięcy zakładam, że chcę dopiąć najważniejszy temat z listy (ewentualnie max. 3 jeśli są to jakieś mniejsze rzeczy)
Dzięki takiemu podejściu:
- każdy kwartał (3 miesiące) są dla mnie jak w standardowych planach rok – ale z trochę większą mobilizacją, bo na zrealizowanie celu mam 3 miesiące, a nie 12… – nie ma więc sposobu, aby prokrastynować i sobie to odwlekać 😉
- każdy tydzień w 3-miesięcznym cyklu to taki “mały miesiąc” (w końcu to łącznie 12 tygodni)
- szybciej widać efekty – bo działam od razu, a efekt mam na horyzoncie i pojawia się po 12 tygodniach a nie po roku! Dzięki temu nie tracę motywacji do działania i łatwiej skupiam się na celu, który jest do osiągnięcia w danym momencie
- mój plan jest elastyczny – istnieje mniejsza szansa, że świat wywróci się do góry nogami w ciągu 3 miesięcy niż w rok 😉 poza tym – plan 3-miesięczny dużo łatwiej dostosować do zmian niż taką roczną “kobyłę”…
Kwartalne planowanie roku – prezent
Wiem, że na moim blogu jest wielu miłośników Trello, dlatego specjalnie dla Was przygotowałam tablicę do kwartalnego planowania – właśnie w Trello. Znajdziecie ją pod tym linkiem – możecie się na niej wzorować lub po prostu skopiować i rozpocząć planowanie kwartalne u siebie na jej podstawie 🙂