Site icon Geek Cat

Najsmutniejsze rozstanie w muzyce od lat. Za co kochamy Daft Punk?

Rozstanie duetu Daft Punk było jednym ze smutniejszych od lat w muzyce. Banda stukniętych gnojków – bo tak można przetłumaczyć „Daft Punk”, wychodząc wprost z oderwanego od mainstreamu „french touch” na zawsze zmienił muzykę rozrywkową – ustanawiając nowe standardy i pokazując nieznany dotąd sposób rozporządzania sławą.

Śledząc dyskografię Daft Punk od początków aż do końca, niejako wyznaczanego przez ostatni pełnoprawny album grupy – Random Access Memories, można odnieść wrażenie istotnej ewolucji. Od elektronicznych, wręcz electropunkowych brzmień przypominających raczej brutalne techno niż ambitną muzykę rozrywkową aż do naprawdę inteligentnego albumu ze wspominkami dotyczącymi świata muzyki w ogóle. Random Access Memories przypomina coś w stylu hołdu dla tego, co w muzyce zadziało się na przestrzeni ostatnich kilku dziesięcioleci. Homework natomiast to zrywny start grupy, która wkrótce stanie się niezwykle popularna z uwagi na świetne przygotowanie muzyczne i umiejętność zręcznego recyklingu utworów.

Przy okazji Daft Punk, gdy stali się grupą rozpoznawalną w świecie muzyki, zdecydowali się na zabieg, który w ich ocenie miał im dać anonimowość. Coś, co miało być jedynie nieco naiwnym wybiegiem wizerunkowym: ukrycie się duetu Daft Punk za hełmami robotów podyktowane rzekomo było wypadkiem, w którym muzyków musiały zastąpić maszyny. Od Discovery właśnie ten element wizerunku Daft Punk regularnie przewijał się w kolejnych utworach oraz albumach. Nie dość, że samych muzyków będzie trudniej rozpoznać bez masek, które przybrali, to w dodatku stanie się to element swego rodzaju kultowości Daft Punk.

Co więcej, absolutnie oddziela to: Thomasa Bangaltera oraz Guya-Manuela de Homem-Christo od tego, co obecnie dzieje się w środowisku celebryckim. Gdyby tylko Daft Punk byli szeroko znani z imion oraz nazwisk oraz twarzy: najpewniej choćby oczekiwano od nich opinii w zakresie tego, co dzieje się na świecie. A tak – Daft Punk tworzyli tylko muzykę. Nie brali udziału w kreowaniu żadnej istotnej dyskusji na temat świata, polityki czy biznesu. Mało kto kojarzy Daft Punk bez przybranych masek.

Koniec Daft Punk to coś, co „kulturalnie ukłuło mnie” najbardziej w całym moim życiu

Śmierć Davida Bowie, Michaela Jacksona były czymś, co bardzo bolało – człowiek niejako wychowywał się na stworzonych przez nich hitach. Kojarzyło się ich kreacje oraz wybitne osiągnięcia. Ale nie pamiętam, by koniec lub śmierć kogokolwiek / czegokolwiek w muzyce zabolała mnie tak, jak koniec Daft Punk. Przez długi czas miałem nadzieję, że to tylko jakiś zabieg marketingowy przed wydaniem choćby ostatniej płyty. Że za chwilę okaże się, że roboty jednak żyją, mają się dobrze i mają nam coś jeszcze do udowodnienia. Byłoby naprawdę pięknie, gdyby tak się stało. Ale czy to nie byłoby samo w sobie naiwne i odrobinę nie fair wobec fanów, którzy już przeżyli lub dalej przeżywają „żałobę” po Daft Punk?

Warto spojrzeć bowiem na to, w jaki sposób pożegnali się z nami muzycy. Wykorzystano do tego jedne z ostatnich kadrów filmu Electroma, jaki powstał spod ręki muzycznego duetu. Niepokojący, właściwie niemy i otwarty na interpretacje. Jeden z robotów uruchamia sekwencję autodestrukcji drugiego i pozwala mu umrzeć. Następnie oddala się na pustynię, gdzie idzie – wydaje się bez końca. Wszystko to ubrano w końcówkę utworu „Touch” z Random Access Memories. If love is the answer, you’re home. Właśnie tak żegnają się z nami muzycy, którzy ponoć nie mieli ze sobą kontaktu od niemal dwóch lat. Może warto powiedzieć sobie wprost to, co Daft Punk pokazali nam albumem Human After All? Że są tylko ludźmi, mimo wszystko. A ludzie czasami męczą się sobą nawzajem i rozstają.

Sprawdź również: Doskonały serial medyczny z idiotycznym zakończeniem. Dr House

Sam album Random Access Memories zdaje się być wręcz doskonałym pożegnaniem grupy z fanami. Porównując ten krążek do Homework czy nawet Discovery, ma się wrażenie że przecież Daft Punk grali coś zupełnie innego. Było w tym więcej french house’u niż electropopu. A tymczasem, ostatni album zdaje się być kompilacją najlepszych rzeczy, jakie przez lata uszykowała nam muzyka rozrywkowa w ogóle – będąc jak wspomniałem wyżej, swego rodzaju hołdem dla niej. Daft Punk jednak w tym albumie nie byliby sobą, gdyby nie użyli tego, co wyróżnia ich z grona muzyków: czyli vocoderów, syntezatorów i dance’owych brzmień.

To, jak wielkim szacunkiem ze strony fanów cieszy się grupa widać po popularności filmu „Epilogue”

Wspomniałem wyżej o filmie, w którym artyści żegnają się z fanami. „Epilogue” – bo tak nazywa się właściwie wycinek z Electromy, był pierwszym od lat opublikowanym materiałem na oficjalnym kanale artystów na YouTube. Krótko po jego upublicznieniu, rozpad grupy potwierdziła publicystka przez lata związana z duetem: Kathryn Frazier. Dla światowej sceny muzycznej było to ogromnym szokiem – w zeszłym roku pojawiały się plotki o tym, że Daft Punk wrócili do studia i lada dzień będą nagrywać. Były to bardziej czcze życzenia osób, które chciałyby zobaczyć coś nowego od ambitnych muzyków. Spekulacje o aktywności grupy były bardzo częstym tematem z uwagi m. in. na rozwlekły cykl wydawniczy: Daft Punk dorobili się w ciągu niemal 30 lat jedynie 4 albumów (pomijając soundtracki, remiksy i albumy koncertowe).

Ale może właśnie to przesądza o jakości Daft Punk? 4 albumy to niewiele – trudno jest znaleźć jednoznacznie odstający jakością materiał. Jedni powiedzą, że Human After All był albumem mniej udanym: ja się jednak nie zgodzę. Istnieje w nim pewna głębia, którą warto jest odnaleźć – samodzielnie. Duet Daft Punk dobiega właśnie… pięćdziesiątki. To już nie jest banda stukniętych gnojków. To dwóch poważnych panów, którzy odcisnęli na światowej muzyce swój niepowtarzalny ślad. Właśnie za to kochamy Daft Punk.

Exit mobile version