Site icon Geek Cat

Jak przetrwać home office (i nie zwariować)?

Jak przetrwać home office (w trakcie pandemii) i nie zwariować? Pozornie to prosta sprawa. Praca zdalna dla ludzi mojego pokolenia (siema millenialsi) raczej od zawsze plasowała się gdzieś w kategoriach “normalki”. Mały problem jednak w tym, że podczas powszechnego lockdownu nawet home office zaczyna doskwierać. Jak sobie z tym poradzić?

Byliśmy przyzwyczajeni zarówno do tego, że część z nas od dawna pracuje zdalnie (w końcu żyjemy w globalnej wiosce, helloł!), jak i do wykonywania części swoich obowiązków, leżąc rozwalonym na kanapie, ze smartfonem w ręku (don’t judge me, nie raz tak właśnie tworzyłam storiski czy posty dla swoich klientów). Podobno doskonale potrafimy odnaleźć równowagę pomiędzy pracą, a życiem zawodowym, sprawiedliwie dzieląc swój czas pomiędzy projekty, wyjścia ze znajomymi, hobby czy Netflixa.

I wiecie, w “normalnym” świecie ten tekst zapewne by nie powstał. W “normalnym” świecie dalej rozpoczynalibyśmy poniedziałek od mocnego przelewu na wynos złapanego podczas porannego spaceru z psem, kilku spotkań projektowych i cykaniu flat lay’a pięknemu notesowi, makbuczkowi i kolorowej owsiance (obowiązkowo z mrożonymi malinami) na białym blacie biurka, postując na insta kolejne zdjęcie w stylu #homeoffice #girlboss #dziendobry.

Wszystko byłoby po staremu, gdyby nie fakt, że gdzieś w tak zwanym “międzyczasie” (magiczna przestrzeń, która pojawia się niepostrzeżenie i odpowiada za 90% ludzkich przypadków) pojawiła się pandemia i zamknęła sporą część ludzkości w czterech ścianach.

Tak oto musieliśmy dosyć szybko przestawić się w tryb “domator” (niech żyje introwertyzm!), próbując upchać na kilkudziesięciu metrach kwadratowych pracę, życie prywatne, życie towarzyskie, hobby, siłownię i resztki zdrowego rozsądku (o zapasach makaronu i papieru toaletowego nawet nie wspomnę… ;)). Okazało się także, że o wiele łatwiej radzimy sobie na home office, gdy spokojnie można wyjść, aby popracować, do pobliskiej kawiarni. Podczas lockdownu – o wiele trudniej.

Słuchając podszeptów mojego czarnego humoru, powinnam wrzucić tutaj tylko następujące punkty:

Bądźmy jednak poważni i skupmy się na tym, jak przetrwać home office i po prostu nie zwariować. W tych dziwnych czasach sama lista oczywistych punktów powielanych setki razy w sieci nie wystarczy, dlatego spisałam Wam to, co faktycznie się u mnie sprawdza i poprawia jakość zarówno życia, jak i pracy w czterech ścianach. Nie traktujcie jej oczywiście jako coś, co sprawdzi się też u Was – po prostu spróbujcie, testujcie i bierzcie to, co da Wam efekty.

Jak przetrwać home office (i nie zwariować)?

#1 Odpowiednia ilość snu

Co do… diaska spanie ma wspólnego z pracą? Już wyjaśniam. Lockdown (i Netflix) sprzyjają temu, by do późna zatapiać się w kolejnych serialach – oczywiście kosztem naszego snu. Często działa tutaj prosty schemat: nie mogę zasnąć => obejrzę coś / przejrzę Instagram. Zamiast wyciszyć się wieczorem, pochłaniamy kolejne dawki niebieskiego światła (z telewizorów, komputerów, tabletów, smartfonów), które totalnie nie pomaga nam w zaśnięciu.

Kiedy natomiast już w końcu uśniemy, dźwięk budzika zawsze nadchodzi zbyt wcześnie, a perspektywa tego, że nasza praca jest przecież tuż obok, na wyciągnięcie ręki, sprawia, że mamy zero presji aby wstać, ogarnąć się i rozpocząć dzień.

Znacie to? No właśnie. Po co się męczyć, skoro bardzo łatwo można tego uniknąć? Co ja robię, żeby zapewnić sobie odpowiednią ilość snu?

#2 Dobrze rozpoczęty poranek

Ile osób, tyle scenariuszy udanego poranka. U mnie zawsze sprawdza się krótka, poranna joga, szybki prysznic, śniadanie i kawa, a gdy już wejdę w tryb pracy – odhaczenie jakiegoś dużego zadania z samego rana. Moja kumpela zaczyna dzień np. od treningu, a rodzice – od wspólnego śniadania i kawy (jest to taki czas z samego rana tylko dla nich). Sprawdź, co najlepiej zadziała u Ciebie i pamiętaj o jednym – warto sobie taki dobry start zaplanować. Nie po to, aby jakoś w magiczny sposób podnieść własną produktywność i zostać bossem rozwalającym taski na łopatki. Warto, bo po prostu każdy z nas na to zasługuje.

#3 Oddzielenie życia zawodowego od prywatnego

To może być akurat jedno z największych wyzwań w całej tej sytuacji. Bardzo łatwo przecież “odpisać na jeszcze jednego maila” oglądając wieczorem serial z partnerem, czy zrobić pranie / prasowanie / obiad w godzinach zarezerwowanych na pracę – “przecież to tylko moment”.

W oddzieleniu życia prywatnego od zawodowego chodzi właśnie o to, aby tych dwóch sfer ze sobą przesadnie nie mieszać (co i tak jest mocno utrudnione, jeśli pracujemy w tobie home office). Tutaj jedyną radą będzie po prostu żelazna konsekwencja. Siedząc w biurze nie gotujesz, nie sprzątasz, nie robisz prania, nie oglądasz serialu – dlatego pracując na home office w godzinach przeznaczonych na sprawy zawodowe też nie powinniśmy tego robić. I odwrotnie – “wyjdź” z pracy o tej 16 – 17 i nie zaprzątaj sobie głowy mailami.

Jeśli te dwie strefy nam się ze sobą zmieszają, ciężko będzie o produktywność, ale także o odpoczynek – ponieważ będziesz mieć poczucie, że “zawsze” jesteś w pracy. I “zawsze” jesteś w domu.

Co u mnie się sprawdza?

Zauważyłam, że w takim “przejściu” z pracy do sfery prywatnej pomógł mi… obiad. A konkretnie ustalenie stałej pory na ten posiłek tuż po zakończeniu pracy. Mam w kalendarzu wbitą stałą godzinę, podczas której codziennie gotuję, a w tle leci odcinek jakiegoś serialu. Dzięki temu odcinam się od spraw zawodowych i pozwalam głowie po prostu trochę odpocząć, a po obiedzie mam rozplanowane inne aktywności, więc tym mniejsza pokusa, aby podłubać wieczorem przy jakimś zawodowym projekcie.

#4 Ustalenie z domownikami jasnych zasad

Jeśli mieszkasz z rodziną, partnerem czy współlokatorami, zdecydowanie warto ustalić jasne zasady panujące podczas pracy. Od razu mówię – nie mam ani dzieci, ani domowników. Mieszkam sama, więc nie doradzę w jaki sposób pracować, gdy tuż obok masz dziecko, które próbuje nauczyć się czegoś w trybie zdalnym, a Ty musisz w tym czasie prowadzić wideorozmowę.

Mogę jedynie podpowiedzieć o tym, co sprawdza się moim znajomym – potraktujcie to bardziej na zasadzie pomysłów do przetestowania, aniżeli prawdy objawionej 😉

#5 Dyscyplina pracy

Tutaj niestety nie ma żadnego złotego sposobu na motywację. Trzeba po prostu usiąść i zrobić swoje, nawet wtedy, gdy na Netflixie czeka na nas cały sezon “The Crown” do nadrobienia – nawet, gdy tak bardzo nam się nie chce… Co mi pomaga w takich sytuacjach?

Dlaczego to działa?

Po pierwsze – presja czasu. Np. na napisanie artykułu na blog mam w tym dniu tylko 45 minut, więc podczas bloku dedykowanemu blogowi skupiam się jedynie na tym, bo wiem, że po upływie 45 minut muszę przejść do innych tematów.

Po drugie – nie ma czasu na dystraktory. Mając ściśle określony czas, chcesz go wykorzystać jak najlepiej, więc nie marnujesz go np. na przeglądanie Insta Story czy przeglądanie sieci. Praca w blokach pozwala zapanować nie tylko nad pracą, ale także daje przestrzeń na rzeczy totalnie z pracą nie związane – jak np. hobby, odpoczynek, itp. Skoro masz zaplanowaną pracę (w blokach) i wiesz z góry, że te powiedzmy 8 godzin spędzisz produktywnie, to wieczór z czystym sumieniem przeznaczasz na to, na co masz ochotę. Rozpraszając się w czasie zarezerwowanym na pracę nie tylko marnujemy czas, ale też przeciągamy godziny pracy do późna – zwłaszcza pracując z domu. Nie warto!

Ok, plan, zasady i samodyscyplina to jedno (p.s. ostatnio przeczytałam świetną książkę o budowaniu w sobie nawyku samodyscypliny, polecam!), natomiast najważniejsze w całej tej pandemicznej rzeczywistości jest to, aby po prostu nie zwariować. Dlatego mam prośbę – nie narzucaj na siebie zbyt wielkiej presji. Pandemiczny home office, zwłaszcza gdy zalewają nas dosyć stresujące wieści, jesteśmy z dala od rodziny, przyjaciół widujemy na FaceTime, a kumpli z biura – na Zoomie, a przy tym wszyscy drżymy o własne zdrowie i życie, to nie pora, aby odgrywać człowieka ze stali.

Jeśli czujesz taką potrzebę, po prostu sobie trochę odpuść. Zestresowany, niewyspany, czy chory – nie pociągniesz długo na pełnych obrotach. Jeśli czujesz taką potrzebę – skorzystaj z pomocy psychologa, psychoterapeuty, czy psychiatry. Mam nadzieję, że wszyscy doskonale rozumiemy, że wsparcie tego typu specjalistów to nic złego – wręcz przeciwnie. Sama kilkukrotnie z tego typu pomocy korzystałam. W chwili obecnej jestem także w trakcie psychoterapii i widzę ogromną różnicę (na plus, oczywiście!) w jakości swojego życia, więc serio – bez wstydu! 🙂 Niech wstydzą się ci, którzy uważają, że to coś wstydliwego!

Co Wam pomaga przetrwać home office i nie zwariować? Piszcie w komentarzach!

Exit mobile version